Właśnie rozpoczął się kolejny rok szkolny. Z sentymentem patrzę na uczniów w białych koszulach i bluzkach… Chodź za moich czasów wyglądało trochę inaczej, to zazdroszczę obecnym uczniom. Ale nie swobody ubierania się, czy kolorowych włosów.
Dla mnie znaczenie ma mniej barier, (choć nadal jest ich za dużo), istnienie nauczycieli wspomagających… Ja nie miałam wyboru musiałam uczyć się w domu. Bez codziennego kontaktu z rówieśnikami. Bez możliwości budowania relacji… Po latach uważam, że indywidualne nauczanie okradło mnie z wielu rzeczy. I tylko stopnie miałam dobre. Dlatego jestem przeciwna takiej formie nauki jeśli nie jest ona absolutnie konieczna. Nie dla wygody rodziny (w tym moda na nauczanie domowe) czy z powodu barier architektonicznych. Bo już sama choroba okrada dziecko z normalnego życia. Wiem, o czym mówię, bo to przeżyłam. Nie cofnę czasu i nie zmienię tego jak to kiedyś wyglądało…
Odczuwam jednak smutek. Najbardziej jednak mam żal o bierność nauczycieli, którzy mogliby zmienić moje życie na lepsze, ale tego nie zrobili… Nie reagowali. Choć wiedzieli, że mój ojciec pije będąc u mnie w domu pięć dni w tygodniu. Nikt tego nigdzie nie zgłosił… i mam o to ogromny żal, bo jestem świadoma tego jak było. I co odebrano mi przez brak reakcji… Były może inne czasy, ale można było coś zrobić. Nikt się nawet nie odezwał. Chwalono tylko nas, że mimo sytuacji jest wiele pozytywnych rzeczy dzięki mojej mamie. Gdyby nie to moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
K.M.
Smutna prawda, ale bardzo potrzebny tekst, szczególnie dla młodych matek osób niepełnosprawnych, bo starych drzew już. nie przesadzisz.